Jem rubiny z kokainy,
Srebrn strąki z czarnj mąki,
Kradnę myszkom ich ogonki
I wprowadzam w trans biedronki.
Gdy ja lat…naście miałamm,
Był czas…W domu nie mieszkałam,
Przebywałam,hen, daleko,
I za górą
I za rzeką…
Tych rzek…A ze trzy ich było…
I tam było…Pełno książek,
Dużo dzieci, co wkurzały,
Bo czytanie przerywały.
Ja z lubością je straszyłam…
Opowieści dziwnej treści,
Horror,w głowie się nie mieści!
I ten wierszyk, na początku…
Takie czasopisma były…
Jak zeszyty wyglądały,
O poezji traktowały…
Wiersze dość…awangardowe,
Ciągle zachodziłam w głowę…
Co też autor miał na myśli??
Gdy rubinów skosztowałam…
Już w temacie jasność miałam!
Drzwi rozwarły się szeroko,
Przetarło się trzecie oko,
Odleciałam…
Hen,WYSOKO…
Wzniosłam się i zobaczyłam…
Rzeczy o jakich nie śniłam…
Ten wierszyk o rubinach,myszach oraz kokainach,nie mój ci on!Późna pora…Nie pamiętam ja autora… Tak Go sobie wyobrażam,portret w myślach kreślę,stwarzam…
Bardziej młody był,
Niż stary…
Włosy czarne,
Wielkie bary,
A na nosie…okulary!
WŁOSY CZARNE I KRĘCONE!
Łapska takie…owlosione
I paznokcie obgryzione!
Niechaj każdy zapamięta:
Wygląd miał inteligenta;
Myliły te okulary…
Nikt temu nie dawał wiary…
Człowiek strasznie agresywny,
Choleryczny,
Impulsywny…
Tak widzę autora tego…
Przesadziłam?
I co z tego?
No…Tak to bywa-człowiek nie czuje,jak słowo w słowo mu się rymuje…
__________
Cholera…Zygmunt napisał,że dopiero w środę będzie…A w czwartek już szpital…